Stał wpatrzony w ciemną, granitową płytę,
która nie wyróżniała się niczym spośród innych, zajmujących niemal każdy wolny
centymetr tego niewielkiego podmiejskiego cmentarza. Imię, nazwisko, dwie daty.
Standardowe „Pokój jej duszy” czyniło pomnik przeciętnym aż do bólu.
Ona też była przeciętna, dla innych, lecz
nie dla niego. Była tą jedyną, właściwą dla niego połówką. Wiedział o tym od
tamtego dnia, od pierwszego przypadkowego spotkania na dworcu autobusowym.
Przelotne spojrzenie niebieskich oczu, dźwięczny śmiech w ciągu króciusieńkiej
chwili sprawiły, że jego poukładany do tej pory świat stanął na głowie.
Przecież jego priorytetem były studia, umilane niezobowiązującymi
znajomościami, a znalezienie właściwej kobiety, założenie rodziny znajdowały się
na końcu listy.
Najwyraźniej los miał własny plan, pisał
najmniej oczekiwany scenariusz.
Ta drobna istota tak intensywnie, a
jednocześnie bezwiednie wtargnęła w jego życie, że niemożliwym było się przed
tym uchronić. To uczucie, jakie w nim wzbudzała, było silniejsze od
wszystkiego, co go do tej pory spotkało.
Czy była piękna? Dla niego z pewnością.
Jednakże koledzy dziwili się, kiedy wyczekiwane, szalone wakacje, mające być
zasłużonym wypoczynkiem po zakończonej sesji, zamienił w uparty, powolny podbój
terenu, który nie wydawał im się nawet specjalnie interesujący. Niewiele go
obchodziło, co o jego guście sądzili kuple, nie tym razem. Co dziwne, nawet mu
odpowiadało, że nie uważali dziewczyny za atrakcyjną, aczkolwiek było to dla
niego całkowicie niezrozumiałe.
Za każdym razem, gdy na nią spoglądał, nie
był w stanie odwrócić wzroku. Zwłaszcza, gdy w skąpym czarnym bikini wbiegała
pomiędzy spienione morskie fale. Obserwując napinające się pod brzoskwiniową
skórą, wyćwiczone mięśnie, czuł jak jego tętno przyspiesza, a krew uderza mu do
głowy… i nie tylko. Czy tak wyglądała Wenus wyłaniająca się z turkusowej toni
Morza Śródziemnego? Było to dla niego jak najbardziej logiczne, mimo iż według
innych miała za małe piersi i zbyt szerokie biodra. Gdy zamyślona spacerowała
po rozgrzanym piasku, z trudem powstrzymywał się przed zarzuceniem na nią
plażowego ręcznika, a najlepiej jutowego worka. Tak, żeby żadne inne męskie
spojrzenie nie mogło spocząć na jej prawie nagim ciele. Ta przyjemność była zarezerwowana
tylko dla niego.
Wiedział, że nigdy nie zapomni tamtego
lata. Pamiętał każdą wspólnie spędzoną chwilę, każdy pojedynczy uśmiech, gest.
Wystarczyło, że zamknął oczy i już widział drobną twarz w kształcie serca
okoloną burzą brązowych loków. Potrafił odtworzyć w pamięci, tak bardzo go
ujmujący ruch, jakim zakładała za ucho frywolne, nieposłuszne pasmo włosów.
Sposób, w jaki się poruszała, siadała, czy wykonywała najzwyklejsze codzienne
czynności, był na zawsze zapisany w jego wspomnieniach. Idealnie potrafił
odtworzyć tempo, w którym stukała wypielęgnowanymi, równo przyciętymi
paznokciami o blat stołu, gdy zastanawiała się nad jakimś trudniejszym hasłem
do krzyżówki.
Chwila, w której usłyszał te upragnione
słowa, była najpiękniejszą w jego całym życiu. Przez moment patrzyła na niego
spod przymrużonych powiek. Ze ściągniętymi, ciemnymi brwiami wyglądała jakby
właśnie podejmowała decyzję. Przygryzała nerwowo zbyt pełną dolną wargę, co
wraz z cichym „Mhmm…” totalnie go
przeraziło. Nagle, w ułamku sekundy jej twarz się rozluźniła. Oczy w kształcie
migdałów spojrzały na niego uważnie, a wypływające z nich łagodność i siła jednocześnie, sprawiły, że mógł zatonąć
w ich bezkresnym błękicie. Znał odpowiedź, zanim ją usłyszał wypowiadaną
miękkim, lekko chrypiącym głosem.
Spędzili razem cudowne chwile. Dała mu tak
wiele, całą siebie… i jeszcze więcej. Gdy ją tracił, czuł, że wali mu się na
głowę cały świat. Z wymęczoną twarzą spojrzała na niego poprzez łzy i
wyszeptała czule „Kocham Was”. Potem zamknęła oczy, a wyraz zmęczenia opuścił
jej oblicze, zupełnie jakby zabrał go jakiś dobry duch.
Otrząsnął się ze wspomnień i spojrzał na
drobną sześciolatkę, która mocno zaciskała swoją maleńką rączkę wokół jego.
Uśmiechnął się do córki, a ona odwdzięczyła się tym samym. Emilka miała po
mamie nie tylko imię. Odziedziczyła po niej także oczy, mocno zarysowane kości
policzkowe i prosty, dostojny nos. A gdy patrzył jak składa do uśmiechu swoje
różowe usteczka, wiedział, że jego żona nadal żyje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Za wszelkie komentarze bardzo dziękuję. Są one paliwem dla machiny zwanej weną i mobilizują do pisania jak nic innego :) Pozdrawiam wszystkich, Soul :)