I kolejna odsłona historii Mary i Jacquesa :)
- Czyż nie są cudowne? – zapiszczała
podekscytowana Elisabeth, obracając się wokół własnej osi.
Całe popołudnie spędziły w sypialni młodszej z sióstr, przymierzając
swoje balowe suknie. Stały naprzeciw ogromnego kryształowego lustra, które
wniesiono na górę z pokoju dziennego. Było tak ciężkie, że lokaj musiał wziąć
do pomocy stajennego i parobka, a i w trójkę ledwo dali radę.
Mary z zachwytem przyglądała się lśniącej, gładkiej tafli, zamkniętej ze
wszystkich stron okazałą drewnianą ramą, pokrytą bogatymi płaskorzeźbami
przedstawiającymi pędy winorośli. Zdobienie było dopracowane tak, że niektóre
skręcone wąsy zachodziły na srebrzystą powierzchnię, stwarzając wrażenie, jakby
zwierciadło zanurzało się w gąszczu poplątanych gałązek i drobnych
gwiaździstych liści. Patrząc na ten przepych, przypomniała sobie starą,
podniszczoną toaletkę w niewielkim, ciemnym pomieszczeniu. Zacisnęła zęby i
głośno przełknęła, czując jak łzy zaczynają jej napływać do oczu.
- Ależ ty się wcale nie cie… -
Elisabeth przerwała w połowie słowa, widząc wyraz twarzy siostry. Podeszła do
niej. – Mary-Ann? – zapytała, łapiąc ją za rękę.
Ta potrząsnęła tylko głową i odwróciła się plecami. Ramiona zaczęły jej
drżeć, a łzy nieposłusznie spływały po policzkach.
- Mary-Ann, kochanie… - wyszeptała z
czułością dziewczyna. Nie wiedziała, co się dzieje. Siostra miała prawo obawiać
się dzisiejszego balu, z pewnością rozniosła się już plotka o jej wypadku i
jego niefortunnych skutkach. Jednak, żeby do tego stopnia… Nie pojmowała tego,
lecz wiedziała, że musi jakoś uspokoić roztrzęsioną kobietę.
- Nie martw się – powiedziała,
starając się nadać swojemu głosowi kojące brzmienie. Objęła ją od tyłu i
przytuliła policzek do drżącego ramienia. – Dasz sobie radę.
Mary opuściła powieki, usiłując w ten sposób powstrzymać potok słonych
kropli wypływających z jej oczu.
- No już, uspokój się – mówiła do niej
siostra. – Bo będziesz miała wieczorem podpuchnięte oczy, a wtedy żaden kawaler
nie będzie chciał z tobą zatańczyć – dodała półżartem.
Zatańczyć? Na to słowo zesztywniała. Absolutnie nie przyszło jej do
głowy, że będzie musiała tańczyć… No właśnie, co…? Walca…? To jedyny taniec,
jaki jej przyszedł do głowy, a z pewnością w tej epoce są jeszcze inne, których
nazw nawet nie potrafiła sobie wyobrazić.
Odwróciła się twarzą do stojącej za nią dziewczyny i spojrzała
przerażonymi oczami.
- O… o… - Elisabeth zdała sobie
sprawę, co tak przeraziło Mary-Ann. – Chyba o czymś zapomniałyśmy…