Ważne

Teksty zawarte na tym blogu (poza "Za serce chwyciły") są mojego autorstwa i jako takie okryte prawami autorskimi. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie lub przetwarzanie bez zgody autora jest zabronione. Wszystkie obrazki zamieszczone na tym blogu wyszukuję w internecie. Nie jestem ich autorką, dokonuję jedynie pewnych modyfikacji w domowym zaciszu.

Postanowiłam zdjąć ze Zwierzeń "kłódkę" dla nieletnich, a posty z treściami przeznaczonymi dla osób pełnoletnich opatrzyłam oznaczeniem "+18". Tak więc ostrzegam, jeśli przy tytule posta zobaczysz "osiemnastkę", wchodzisz na własne ryzyko...

środa, 1 października 2014

Zasłona czasu - Rozdział 11



Dzisiaj środa, więc zgodnie z zapowiedzią wstawiam kolejny rozdział Zasłony. Wiem, że króciutki, ale taki musi być ;)
Miłej lektury :)







Przez chwilę patrzyli na siebie w zdumieniu, po czym obaj wybuchli gromkim śmiechem.
- Widziałeś to?
- Niesamowita. – Jacques potrząsał z niedowierzaniem głową.
- Ale nam się oberwało. – Sam nadal chichotał.
- Mogłaby codziennie ucierać mi nosa. Niewiarygodna… - Brunet spoważniał i w zamyśleniu spoglądał na taras, gdzie obie kobiety zniknęły mu z oczu.
- Co za charakterek. Aż mam ochotę sprawdzić, czy… - Sam przerwał widząc wyraz twarzy przyjaciela. Nigdy go takim nie widział. Jedyne właściwe określenie, jakie mu przyszło do głowy, to „nabożny”. Jacques wyglądał, jakby właśnie doznał objawienia.
Spodobała mu się perspektywa interesująco zapowiadającej się rozgrywki między nimi, zwłaszcza, gdy stawka była tak intrygująca, jak niepokorna panna Huxford. Jednak to, co zobaczył w oczach przyjaciela, sprawiło, że serce mu stanęło, a powietrze uszło z jego piersi. Rozpoznał ten wyraz, ten blask… Taki sam, jak jego własny… dawno temu.
Po kilku minutach Jacques wrócił do Sama wzrokiem. Otrząsnął się, jakby zawstydzony własnym zachowaniem. Chrząknął, po czym powiedział.
- Wieczór robi się coraz bardziej interesujący.
- Tak – zgodził się przyjaciel w zamyśleniu. – Jacques…? – Zawahał się niepewny tego, czy chce zadać pytanie.
- Tak? – Swoboda bruneta zdawała się zbyt nonszalancka, aby być autentyczna.
- Nic. – Sam machnął ręką. – Nic ważnego. – Jego druh musi sam zrozumieć, co się właśnie stało. A znając jego charakter… no cóż, nie tylko wieczór robi się coraz ciekawszy.
Sam wiedział, że przed przyjacielem rozpoczyna się niezwykła przygoda, z której sam nawet nie zdaje sobie jeszcze sprawy.

- Wracamy na bal? – zapytał, przybierając naturalny wyraz twarzy.
- Oczywiście – ochoczo zgodził się Jacques. – Godzina jest jeszcze młoda, a i młodych dziewcząt wokół mnóstwo. Zwłaszcza… - znacząco zawiesił głos.
- No to do dzieła.
I obaj zdecydowanym krokiem ruszyli w kierunku tarasu. Zanim jednak przekroczyli próg sali balowej, Sedaine zapytał.
- A ty nie ostrzysz sobie apetytu na pannę Huxford?
- Jakoś nie jest w moim guście – odpowiedział Sam.
- Jak to? Wcześniej twierdziłeś, że jest niezwykle urodziwa.
- Być może taka mi się wydawała, nieprzytomna, z umazaną twarzą –mrugnął do towarzysza.
- Czyżby okazała się dla ciebie zbyt zadziorna?
- Może – zruszył ramionami – tym razem mam ochotę na coś mniej pikantnego. – Zaśmiał się.

Jacques zadumał się. Odrobina rywalizacji uczyniłaby zaloty bardziej emocjonującymi, ale jeśli tak, to słodką pannę Huxford ma tylko dla siebie. I ku własnemu zdziwieniu odetchnął z ulgą. Nawet najmniejsza możliwość, że ktoś inny mógłby osiągnąć jego upragniony cel, sprawiła, iż ścierpła mu skóra. Nie lubił przegranej, bo przecież to dziwne ukłucie, które poczuł w środku, to był tylko posmak zranionej dumy.
Trochę czasu mu zajęło, nim w tłumnie gości odnalazł poszukiwaną przez siebie osobę. Niestety nie była sama. Obok niej, jak żandarm, czuwała ciotka z miną, jakby czekała na ukrywające się pośród rozbawionego towarzystwa niebezpieczeństwo, na niego.
- Chyba powinieneś zatańczyć z panną, której uratowałeś życie – zwrócił się do przyjaciela.
- Tak? – Sam nie ukrywał zdziwienia patrząc na kompana, jednak w ułamku sekundy zrozumiał, co ten miał na myśli. Był ogniwem łączącym Jacques’a z piękną Mary-Ann. – Masz rację, oczywiście. – Kiwnął porozumiewawczo głową i się oddalił
 Jacques patrzył na przyjaciela, gdy ten skierował się ku niewielkiej sofie, na której siedziała Alberta Morland. Tuż obok stała jej cioteczna wnuczka, która jakby z przygnębieniem i niepokojem przyglądała się pląsom na parkiecie. Wyglądała olśniewająco w lawendowej sukni z połyskliwego batystu. Przyćmiewała obecne na sali niewiasty, nawet te wyjątkowo urodziwe. Jej skóra zdawała się być koloru mleka w kontraście z barwą materiału. Obserwował ją wzrokiem rasowego znawcy, chłodno oceniając poszczególne części kobiecej garderoby. Do momentu, gdy zatrzymał się na dekolcie. Widok kusząco uniesionych wypukłości zaparł mu dech, a wyobraźnia zaczęła podsuwać pobudzające obrazy. Zbyt długo już nie miał kobiety, stwierdził. Przesunął spojrzeniem w górę, wzdłuż smukłej, bladej szyi, wyraźnie zarysowanego podbródka, ciemnoczerwonych ust, które dopiero co w tak słodki sposób zmyły mu głowę. Błyszczącym spojrzeniem ciemnych oczu wodziła po pomieszczeniu, nie zatrzymując go nigdzie na dłużej, jakby nic ani nikt z obecnych nie był godny jej uwagi.
To ci dopiero wyzwanie - kobieta piękna, zadziorna, odważna. Jakże słodka będzie nagroda, gdy w końcu pozna smak tych rozkosznie wygadanych usteczek.

 ***

Mary ze zdziwieniem spostrzegła, że taniec przychodzi jej niezwykle naturalnie. Zupełnie jakby uczyła się go od lat, a nie kilkunastu godzin. Jej stopy same zdawały się wiedzieć, w jakim udać się kierunku, a ciało ożywało, wykonując przeróżne, wymyślne figury. Może to zasługa partnera, który tak wprawnie ją prowadzi, pomyślała. Wykorzystując sytuację, gdy partnerzy musieli się na chwilę od siebie oddalić, przyjrzała się przystojnemu blondynowi.
Sam Vaghun - wysoki, szczupły - poruszał się lekko i płynnie, jednocześnie prezentując sprężystość wysportowanej sylwetki. Mary była niemal przekonana, że jest mistrzem koszykówki, czy siatkówki plażowej. Ale tylko do momentu, gdy uświadomiła sobie, że było to niemożliwe, nie tutaj, nie teraz. Na myśl o przerażonych i zgorszonych minach matki i innych kobiet, wywołanych widokiem niemal nagich, nagrzanych słońcem ciał, prężących się i napinających w czasie gry, nie zdołała powstrzymać chichotu.
- Czy mogę zapytać, co panią tak rozbawiło? – spytał mężczyzna, posyłając jej uśmiech, gdy ponownie się zbliżyli.
 - Ach… Nic… takiego, panie Vaghun. – Mary spłonęła rumieńcem, zdając sobie sprawę, jak jej zachowanie mogło być odebrane.
- Może jednak podzieli się pani swoimi myślami. – Sam, nie przestając się uśmiechać, przyglądał się jej uważnie.
- Ależ doprawdy, to nic istotnego. – Boże, pomyśli, że po tym wypadku coś jest ze mną nie tak, myślała speszona. – To tylko takie głupstwa kobiecej natury – tłumaczyła, siląc się na beztroskę.
- Kobiecej, powiada pani… - Jego spojrzenie pociemniało, nabrało innej głębi.
Cholera! Zaklęła w duchu. Znowu coś źle powiedziałam. Była pewna, że teraz jej rumieniec sięgał szyi.
Sam, widząc zakłopotanie kobiety, zaśmiał się wesoło, co podziałało na Mary jak zimny prysznic. On się z niej nabija!
- Czyżbym ja teraz pana rozbawiła? – spytała chłodno.
- Proszę mi wybaczyć. – Przywołał się do porządku. – Nie mogłem się powstrzymać. Najwyraźniej pani śmiech jest zaraźliwy.
Akurat, powiedziała do niego w myślach, mentalnie pokazując mu język.
- Mam nadzieję, że się pani na mnie nie gniewa – dodał, wyraźnie poważniejąc.
- Na mojego wybawcę? Jakże bym mogła… - Chciała pod woalem czarującego uśmiechu wycedzić słowa tak jadowite, jak tylko potrafiła. Jednak widząc wyraz jego twarzy, czuła, że mięknie jak gąbka.
Musiała przyznać, że był uroczy, z tą skruchą wymalowaną na delikatnym, niemal chłopięcym obliczu. Mimo iż widziała radosne ogniki, błyszczące w jego niebieskich oczach, wiedziała, że nie chciał jej urazić.
- Czyli jesteśmy przyjaciółmi – powiedział, obracając ją w tańcu.
- Przyjaciółmi. – Uśmiechnęła się do niego ciepło, zapominając, że jeszcze przed chwilą była na niego zła. Przecież nie mogła się gniewać na anioła, stwierdziła, dochodząc do wniosku, że mężczyzna, z którym tańczy, tak właśnie wygląda. Jak anioł, któremu na chwilę znudziło się być świętym.
- Wspaniale – powiedział, całując ją w dłoń, gdyż muzyka właśnie ucichła.
Mary rozluźniona i radosna pozwoliła się poprowadzić ku czekającej na nią krewniaczce.
- Dziękuję za taniec, panno Huxford. – Sam się skłonił.
- Ja również. – Dygnęła z lekkością, której się po sobie nie spodziewała.
- Mam nadzieję, że uczyni mi pani jeszcze ten zaszczyt i…
- Czy mi również uczyni pani ten honor i podaruje jeden taniec? – Przerwał mu inny męski głos.
Mary momentalnie zesztywniała, słysząc miękki, francuski akcent. Powoli, w obawie o swoją reakcję, przeniosła wzrok w bok i spojrzała na wyciągniętą dłoń bruneta. Nie mogąc się oprzeć, podniosła spojrzenie wyżej. Na twarzy majaczył mu łagodny uśmiech, lecz spojrzenie szarych oczu było jednocześnie zimne i niesamowicie gorące. Serce zaczęło jej łomotać, zagłuszając wszelkie inne odgłosy.
- Uważam, że Mary-Ann powinna chwilę odpocząć zanim… - Jakby z oddali dobiegł ją głos ciotki Alberty. Jednak jej drobne palce już spoczywały na wyciągniętej męskiej dłoni i zanim się spostrzegła, była ponownie prowadzona na sam środek parkietu.
Szła, będąc w mocy jego spojrzenia. Gdy się zatrzymali, dotknął delikatnie jej talii, a ona oparła rękę na jego ramieniu. Odwrócił wzrok i spojrzał na galerię, gdzie orkiestra czekała, aż reszta par pojawi się na parkiecie. Pozwoliło to Mary otrząsnąć się z tego niepokojąco słodkiego otępienia, które ogarnęło jej umysł.
O Mój Boże! Te oczy! Wołała jej dusza. Jak to możliwe?! Jakim cudem on tu jest? Tańczy z nią, a ona pod swoją dłonią czuje wyraźnie silne, męskie ciało. Był wyższy od swojego przyjaciela, szerszy w ramionach. Mary nie musiała specjalnie unikać jego wzroku, gdyż ich oczy dzieliła wysokość ponad dwudziestu centymetrów.
Rozbrzmiały pierwsze dźwięki walca i zaczęli się poruszać. Pomimo warstwy ubrań, kobieta pod palcami czuła wyraźnie, jak przy każdym ruchu napinają się mięśnie mocnego ramienia. Prowadził ją lekko, a jednocześnie zdecydowanie. Ręka spoczywająca na jej talii nie pozwalała wykonać najmniejszego manewru, którego partner by nie zaaprobował.
Ona sama miała wrażenie, że tańczy jak kukła, jakby każda z jej nóg była sztywnym betonowym słupem. Wpatrując się uparcie w klapy aksamitnego surduta, starała się skupić całą uwagę na krokach, obawiając się kolejnego spojrzenia w jego oczy.
- Dobrze się pani bawi? – Usłyszała tuż przy swoim uchu.
- Tak, dziękuję – odpowiedziała ochrypniętym głosem. Tylko nie patrz mu w oczy, tylko nie patrz mu w oczy… powtarzała w myślach jak mantrę.
- Cieszę się.
Tylko nie patrz mu w oczy, tylko nie… Spojrzała. Zobaczyła, wpatrujące się w nią intensywnie, szare tęczówki, niemal całkowicie przesłonięte przez czerń źrenic. Zatraciła się w nich i… odpłynęła. Od tej chwili nie wiedziała, czy w tańcu unosił ją rytm walca, czy męskie spojrzenie, które odczuwała każdą komórką swojego ciała.



4 komentarze:

  1. Chyba jednak spojrzała mu oczy .Widze ze cioteczka jednak mimo usilnych starań nie przeszkodziła im w zaciesnianiu znajomosci Może fragment jest krotki ale wazne ze jest i ze wena Cie nie opuszcza dziekuje blanka

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku, jak krótko... Nie zdążyłem się do końca "wkręcić" w klimat. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż... mogę się tylko zgodzić z dziewczynami... króciutko ;) Ale cieszę się, że w krótszych czy dłuższych rozdziałach, jednak idziesz do przodu :)
    Na walca z takim Jacquesem to i ja bym się skusiła, chociaż nadal to Sam bardziej mnie intryguje :)
    A tak w ogóle to całość niezmiennie mnie intryguje, bo póki co nie wyjaśniłaś kim są nasi panowie. Wiem to i owo o Mary, kim naprawdę jest i jak trafiła w to miejsce, a oni? Kim są? Jak jest ich natura? Wywnioskowałam już, że są... długowieczni i nie do zdarcia... Ogromnie jestem ciekawa innych dotyczących ich szczegółów. Ta tajemnicza kobieta, wyraźnie szukająca wśród gości kogoś konkretnego.
    I podsumowując tym bardziej wyczekuję dalszego ciągu tej powieści, bo z całą pewnością w kolejnych odsłonach Zasłony pojawią się wskazówki, informacje i wyjaśnienia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki, dziewczyny :):) Postaram się, żeby kolejna wstawka była już "wymiarowa" ;)
    Następny wpis będzie z Deszczowych snów. Ze snu podzielę na trzy albo cztery wstawki, żeby posty nie były zbyt długie ;)
    Dziękuję Wam jeszcze raz :) za to, że mobilizujecie mnie do dalszego pisania :):)
    Pozdrawiam serdecznie, Soul :)

    OdpowiedzUsuń

Za wszelkie komentarze bardzo dziękuję. Są one paliwem dla machiny zwanej weną i mobilizują do pisania jak nic innego :) Pozdrawiam wszystkich, Soul :)