Zapraszam na kolejny, 10 już, rozdział Zasłony czasu :)
No tak, pomyślał Sam.
Tego się można było spodziewać. Patrząc na wyraz twarzy kobiety, wiedział, że
musi sobie znaleźć inny obiekt zainteresowań. Wpatrywała się w swojego rozmówcę
jak zaczarowana. Nie było to, co prawda jawne uwielbienie, jakim obdarowywały
Jacques’a napotykane młode panny. Zachwyt zmieszany był z… lękiem? Spostrzeżenie to zaskoczyło Sama. Nigdy dotąd
nie zdarzyło się, żeby którykolwiek z nich budził lęk u płci pięknej.
Przeniósł wzrok na
przyjaciela, wyszukując przyczyny niepokoju kobiety. Nic takiego nie znalazł.
Jacques, jak zwykle, czarował swoim wdziękiem, więżąc ofiarę w niewoli kuszącego
spojrzenia.
Ale zaraz… coś było
nie tak. Oczy przyjaciela zdawały się być bardziej rozmarzone, uśmiech mniej
pewny, drżący. Jakby to on wpadł w zastawione sidła, a nie na odwrót. To była
ona. W końcu Sama olśniło. To ta nieznajoma z polany. Zaśmiał się w duchu.
Musieli upatrzyć sobie tą samą zdobycz, inaczej byłoby za nudno. Sam nie miał
nic przeciwko zdrowej rywalizacji, nawet lubił hazard, ale nigdy nie siadał do
stolika z marnymi kartami. Patrząc na Mary-Ann Huxford, wiedział, że nie ma
najmniejszych szans w tej rozgrywce. Chociaż… Podobno po upadku doznała
amnezji, więc możliwe, że to jest właśnie przyczyną jej przelęknięcia, nie
Jacques. Może jest zagubiona w świecie, którego nie rozpoznaje, w towarzystwie
mężczyzny, przy którym nawet wytrawny znawca flirtu odpada w przedbiegach.
Wtem jego uwagę
przykuł ruch na tarasie. Przekroczywszy próg, cicho, nie chcąc, żeby ją
zauważono, pojawiła się Alberta Morland. Wodziła wzrokiem po ogrodzie, jakby
czegoś szukając. Raczej kogoś, poprawił się w myślach Sam, gdy jej wzrok
spoczął na zagubionej w swoich spojrzeniach parze. Starszej kobiecie rozbłysły
oczy, gdy w geście przerażenia uniosła dłoń do ust. Wiedział, że za kilka
sekund sędziwa dama zainterweniuje. Postanowił działać, żeby dać przyjacielowi
jeszcze trochę czasu sam na sam z piękną panną Huxford.
- Pani Morland –
powiedział, zbliżając się do kobiety. – Uroczy mamy wieczór, nie sądzi pani?