***
Panujące w samochodzie cisza i napięcie zdawały się rosnąć z każdą
sekundą. Magda doskonale wiedziała, że niepotrzebnie dała się podpuścić, ale
siedzący obok mężczyzna trafił w zbyt czuły punkt.
- Najwyraźniej masz jakiś problem z
facetami – stwierdził Tomek, nieudolnie tłumiąc chichot.
O tak! Bawiła go ta sytuacja. Ciekawe czy nadal będzie taki radosny, gdy
jej pięść spotka się z jego gładko ogoloną żuchwą, przemknęło Magdzie przez
myśl.
- To nie ja mam problem z nimi, tylko
oni ze mną – wycedziła przez zęby. Siłą woli starała się opanować narastającą
wewnątrz niej agresję. Była o włos od zastosowania wyciszających ćwiczeń
oddechowych. I to przy tym kretynie. A ostatnią rzeczą, jakiej chciała, było
danie mu satysfakcji wyprowadzenia jej z równowagi.
- No, nie wiem… - zastanawiał się na
głos, teatralnie pukając palcem w brodę. – To już trzecia… Nie – poprawił się
szybko – czwarta pierwsza randka, która okazała się kompletną klapą. Ja tu
widzę jeden punkt wspólny i siedzi on obok mnie w aucie. Rozumując logicznie…
- Wsadź to swoje logiczne rozumowanie…
Nie skończyła, bo właśnie przemknął im przed maską ciemnozielony sedan.
Nie zwlekając ani chwili, Magda przekręciła kluczyk w stacyjce i wcisnęła gaz.
W tym samym momencie Tomek uruchomił koguta. Widząc żądzę mordu w oczach
koleżanki, miał nadzieję, że pechowym kierowcą okaże się kobieta.
Magda wręcz odwrotnie. Liczyła na to, że za kierownicą, jadącego trzy
auta przed nimi pojazdu, będzie mężczyzna. Chciała pobawić się w złą
policjantkę, tym razem w rzeczywistości. I zamierzała być o wiele mniej miła,
niż w igraszkach, jakie jej proponowano wczoraj wieczorem.
Gdy zrównali się ze ściganym samochodem, Tomek dał znać kierowcy, żeby zjechał
na pobocze.
- Może ja do niego wysiądę –
zaproponował.
- Nie. – Krótka odpowiedź nie
przewidywała zbędnej dyskusji.
Magda zatrzymała radiowóz za stojącym na awaryjnych światłach fordem
fokusem. Założyła czapkę i wysiadła. Pewnym krokiem podeszła do pojazdu od
strony kierowcy. Już miała przed oczami scenę, jak gburowaty i chamski typ
lekceważy ją jako funkcjonariusza, może obraża, dając jej tym samym pretekst do
wyładowania frustracji.
- Dzień dobry, panie kierowco… -
Profesjonalny uśmiech zamarł jej na twarzy, gdy spojrzała na siedzącego w aucie
mężczyznę. Był przystojny, zbyt przystojny jak na zaistniałą okoliczność. Około
trzydziestki, miał ciemne, krótko przystrzyżone włosy. Patrzył na nią
błękitnymi oczami, a usta wygiął w niepewnym uśmiechu.
- Dzień dobry, panie… pani władzo –
poprawił się, widząc stojącą na zewnątrz kobietę. Nerwowo zaczął obciągać
makiety czarnej koszuli.
Magda ledwo usłyszała te słowa. Jej niepodzielną uwagę przyciągnęła
biała koloratka, wyraźnie odznaczająca się na tle ciemnego materiału. Niech to
szlag! Przeklęła w myśli. Oczywiście, musiał być księdzem, zadrwiła ze swojego
szczęścia. Zamknęła oczy i wypuściła powoli powietrze, próbując uspokoić
intensywne pulsowanie w skroniach.
- Czy wszystko w porządku? – zapytał
ksiądz, przyglądając się jej uważnie. –Dobrze się pani czuje?
- Słucham…? A… Tak. – Zebrała się w
sobie. – Wszystko w porządku. Niech ksiądz nie zmienia tematu. Wie ksiądz,
dlaczego został zatrzymany?
- Zdaje się, że przypadkowo
przekroczyłem dozwoloną prędkość – odpowiedział niepewnie.
- Przypadkowo? – Magda uniosła brew.
- Przepraszam bardzo, ale za
dwadzieścia minut muszę odprawić nabożeństwo u św. Marcina i…
- I ten fakt upoważnia księdza do
łamania przepisów? – weszła mu w słowo.
- Nie. Oczywiście, że nie – potulnie
zgodził się ksiądz. Ale jadę prosto z pogrzebu…
- Proszę się nie tłumaczyć. – Z Magdy
zeszła cała energia. Cholera, przecież nie wlepi mandatu księdzu.
- Oto moje prawo jazdy. – Mężczyzna
podał jej dokument.
Jeszcze do tego nadgorliwy, pomyślała. Wzięła je do ręki, w ogóle nie
zwracając uwagi na to, co jest na nim napisane. Przelotne spojrzenie upewniło
ją, że zdjęcie się zgadza. Nie miała już ochoty szukać odwetu za spieprzony
wieczór. Chciała tylko wrócić do radiowozu, jak najszybciej skończyć pracę i
poużalać się nad sobą w domowym zaciszu.
- Proszę je schować. – Oddała prawo
jazdy. – I jechać ostrożniej – ostrzegła.
- Oczywiście. Bardzo dziękuję. –
Zabrał dokument. – Niech Bóg ma panią w swojej opiece – dodał, uruchamiając
silnik.
- Taa… – odchodząc, powiedziała do siebie. – Z Bogiem.
Zanim wróciła do radiowozu, ford zdążył się już włączyć do ruchu.
- Co jest? – zapytał Tomek, gdy
usiadła za kierownicą.
- Takie moje porąbane szczęście,
musiałam trafić na księdza – sarknęła.
- Żartujesz?! – policjant nie
dowierzał.
- A wyglądam, jakbym żartowała? –
Spojrzała na niego spode łba.
- Nie bardzo…
- Dobra, dajmy już temu spokój. –
Ciężko westchnąwszy, Magda odpaliła samochód.
- OK.
Ruszyli. Jechali w niezręcznej ciszy niespełna dwie minuty, gdy z
policyjnego radia dobiegł ich głos operatora: „Do wszystkich jednostek. Na rogu Wolnej i Spójnej dokonano napadu na
zakład jubilerski. Podejrzany oddalił się ciemnozielonym sedanem. Był przebrany
za księdza. Znaki szczególne - tatuaż na lewym nadgarstku.”
- Kurwa mać!!!