Ważne

Teksty zawarte na tym blogu (poza "Za serce chwyciły") są mojego autorstwa i jako takie okryte prawami autorskimi. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie lub przetwarzanie bez zgody autora jest zabronione. Wszystkie obrazki zamieszczone na tym blogu wyszukuję w internecie. Nie jestem ich autorką, dokonuję jedynie pewnych modyfikacji w domowym zaciszu.

Postanowiłam zdjąć ze Zwierzeń "kłódkę" dla nieletnich, a posty z treściami przeznaczonymi dla osób pełnoletnich opatrzyłam oznaczeniem "+18". Tak więc ostrzegam, jeśli przy tytule posta zobaczysz "osiemnastkę", wchodzisz na własne ryzyko...

środa, 5 marca 2014

Zagłada Adama

Nieco inne spojrzenie na grzech pierwszych rodziców...





     Obudziła się o świcie, kiedy niebo zaczęło nabierać bladego srebrzystego blasku. Chciała wyjść na zewnątrz zanurzyć się w tej jaśniejącej z każdą chwilą poświacie. Spojrzała na śpiącego obok mężczyznę. Nie spodobałoby mu się, gdyby po przebudzeniu nie zastał jej na posłaniu. Adam nie lubił, gdy wychodziła z chaty sama. Denerwował się okrutnie, jak oddalała się zanadto.  
     W głębi duszy to się jej nie podobało, ale cóż innego mogła zrobić, jak tylko postępować wedle jego woli. Był jej mężem, a ona winna być mu posłuszna. Tak powiedział Pan.
     Nigdy Go nie spotkała, ale Adam tak. Powiedział, że jest Jedyny i Wszechmocny. I dlatego właśnie Ewa musi słuchać męża, gdyż jest on wybrańcem Pana.
     Fakt ten sprawiał, że w oczach Ewy Adam był wielki, niemalże jak On. Była mu bezgranicznie oddana, wiedząc, że taka jest wola Stwórcy.
     Jednak wewnątrz pragnęła czegoś więcej. Nie do końca zidentyfikowana potrzeba trawiła ją, jak robaki glebę, po której każdego dnia stąpali. Czasami to poczucie było tak silne, że odpływała marzeniami do świata, gdzie nie ograniczały jej nakazy i zakazy męża.
     Tak było tego poranka. Zamknęła oczy i w myślach przemierzała rozległe lasy i oblane słońcem polany. Zanurzała stopy w wartkim, zimnym strumieniu, a świat dookoła był doskonały. Musiał taki być, przecież stworzył go Pan.
     W pewnym momencie panującą błogą ciszę przerwał dziwny odgłos. Początkowo nie potrafiła zidentyfikować tego dźwięku. Było to coś w rodzaju charczenia…
     Adam.
     Ewa otworzyła oczy, przywrócona do rzeczywistości donośnym chrapaniem męża. Westchnęła rozżalona i jednocześnie zła, iż przerwano jej wymarzoną wędrówkę. Złość powoli w niej narastała, a cichy głos w myślach szeptał, nakłaniając do złamania małżeńskiego obowiązku.
     Tylko raz, pomyślała. Ten jeden, jedyny raz nie będę mu posłuszna. Cóż złego może się stać, gdy pójdę na poranny spacer. Przekonywała sama siebie.
     Ostrożnie, nie chcąc zbudzić śpiącego obok mężczyzny, wstała i nie oglądając się za siebie, opuściła domostwo.
     Skierowała się w stronę lasu, który zdawał się przywoływać ją szumiącym szeptem. Szła oczarowana pięknem budzącej się po nocy natury. Wiekowe, potężne drzewa były przeplatane niskimi, gęstymi zaroślami, a spowijająca wszystko zieleń, migotała tysiącami kropel rosy w blasku wschodzącego słońca.
     Ewa spacerowała, nie zastanawiając się nad upływem czasu. Pojęcie to nie było znane w Edenie. Był dzień i noc, pora aktywności i czas odpoczynku. Tylko to było ważne w świecie, jaki stworzył Pan.
     Rozkoszując się ogarniającym ją szczęściem, nie myślała o tym, co będzie, gdy wróci do domu, czy Adam będzie bardzo niezadowolony. Radując się dopiero co poznaną swobodą, była coraz bardziej pewna podjętej decyzji. Ta wycieczka  była warta karcącego spojrzenia męża, czy jego podniesionego głosu.
     Po jakimś czasie las zaczął się przerzedzać, a spomiędzy drzew prześwitywała porosła wysokimi trawami polana. Ewa weszła w kołysane delikatnym wiatrem źdźbła i zalało ją ciepło porannego słońca. Znała to miejsce. Kiedyś przyprowadził ją tu Adam. Pośrodku niewielkiej polany rosło tylko jedno drzewo, które przez cały rok obradzało w czerwone, okrągłe owoce. Jabłoń była okazała, pokryta wiecznie zielonymi listkami. Dawała cień tym, którzy chcieli się pod nią schronić. Jej kuszące, wyglądające smakowicie owoce były jedynymi, których nie wolno było im zrywać. Tak powiedział Pan, a Adam przyprowadził ją tu tylko raz, aby przekazać Jego wolę.
     Ewa podeszła do drzewa i delikatnie przesunęła palcami po pniu, wyczuwając opuszkami chropowatość kory. Ku ironii, właśnie teraz głośno zaburczało jej w brzuchu. No tak, pomyślała. Spacer wzmaga apetyt. Będzie musiała jakoś wytrzymać, aż wróci do domu. Westchnęła i spojrzała tęsknie na połyskujące w słońcu jabłka.
- Wyglądają smakowicie, prawda?

     Ewa podskoczyła, słysząc nieoczekiwanie miękki, kobiecy głos. Odwróciła się i zobaczyła kroczącą ku niej istotę. Nie wierzyła własnym oczom. Po raz pierwszy spotkała drugą kobietę. Zawsze myślała, że są tu tylko w dwójkę: ona i Adam. Przecież tak jej powiedział.
- W pełni rozumiem twoje zdumienie – ponownie odezwała się nieznajoma, wciąż się zbliżając. – Mi również trudno było uwierzyć, gdy po raz pierwszy przejrzałam na oczy.
- O czym ty mówisz? – zapytała Ewa. – Kim jesteś?
- Jestem kobietą, jak i ty. Mam na imię Lilith. – Z uśmiechem wyciągnęła ku Ewie rękę.
- Wiem o tym… To znaczy, wiem, że jesteś kobietą. – Zaskoczona Ewa nie mogła pozbierać myśli. Rosnący niepokój zaczął wypełniać każdą cząstkę jej ciała. Płeć obcej była oczywista, wystarczyło spojrzeć na krągłe, jędrne piersi i ciemny trójkąt włosów u splotu ud. Była bardzo piękną kobietą. Gdy to sobie uświadomiła, poczuła bolesne ukłucie w środku. Głęboko w sercu zagnieździło się pytanie: Czy Adam wie o jej istnieniu?
- Nie martw się, Ewo – odezwała się Lilith. – Twoje obawy są bezpodstawne. Adam wie o mnie, ale nie spotkał mnie ani razu odkąd pojawiłaś się ty.
- Skąd znasz moje imię. – Niepokój Ewy powoli zaczął przeradzać się w złość. Lilith była taka opanowana, pewna siebie i zdawała się wszystko wiedzieć, kiedy ona sama była utrzymywana w nieświadomości - może okłamywana…
- Znam cię dobrze, Ewo, dlatego że jesteśmy jak siostry. Powinnyśmy nimi być. Nie bój się mnie, z mojej strony nic ci nie grozi, chcę dla ciebie jedynie szczęścia.
- Skąd się tu wzięłaś? – Ewa była coraz bardziej zdenerwowana, tym bardziej że nieznajoma była olśniewająca. Gęste, ciemne włosy łagodnymi falami opadały do krągłych bioder. Ciemne oczy płonęły energią i odwagą na tle porcelanowej, bladoróżowej cery. Pełne, bordowe usta Lilith wygięła w niewinnym uśmiechu.
     Ewa nie wiedziała, skąd wzięło się to uczucie, ale nagle własna nagość zaczęła ją krępować. Do tej pory była rzeczą naturalną. Ani ona, ani Adam nie wiedzieli, czym jest odzienie. Byli piękni, jak każde stworzenie boskie. Ale o Lilith powiedzieć, że była piękna, to o wiele za mało. Była najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek widziała. Czy też była dzieckiem Pana? Musiała, jak wszystko wokół.
- Jestem dziełem Pana, jak ty i twój mąż – odpowiedziała Lilith.
     Czyżby ona czytała mi w myślach? Pytanie, ulotne jak złudzenie, przemknęło Ewie przez głowę.
- To dlaczego jesteś tu sama, a nie z nami?
- Adam mnie wygnał. – Słowa te zostały wypowiedziane drżącym głosem. Na ułamek sekundy uśmiech zniknął ze ślicznego oblicza kobiety, a w oczach pojawił się ból.
- Kłamiesz! – Ewa nie mogła uwierzyć, aby jej mąż był zdolny do czegoś takiego. To dobry człowiek. Czasami miewa swoje humory, zwłaszcza, gdy Ewa zasłuży na jego gniew. Ale nigdy nie wygnałby jej z domu. Nigdy!
- Nie, Ewo. Mówię prawdę, mimo iż  nie zawsze jest ona miła dla ucha. Nie cierpię kłamstwa i fałszu, nigdy ich nie znosiłam, tak samo jak nie poddawałam się lekko cudzej woli. Dlatego mnie wygnał, nie byłam mu posłuszna.
     Mówiąc to, Lilith patrzyła uważnie na Ewę. Obserwowała całą gamę emocji malujących się na jej twarzy, od niedowierzania poczynając, a na złości kończąc.
- Sprzeciwiłaś się mu?! – Oburzenie płonęło w błękitnym spojrzeniu kobiety. – Jak mogłaś…? To… to niewiarygodne… - Ewa nie była w stanie pojąć, że można być nieposłuszną.
- A dlaczego nie? – Lilith była nadal opanowana, co dodawało jej mocy, w kontraście ze wzburzeniem Ewy. – Jesteśmy równi w oczach Pana. Dlaczego jedno z nas miałoby mieć przywileje nad drugim?
- Ale ja… ja nigdy… nie… - Ewa powoli się uspokajała. Słowa wypowiadane z taką powagą i pewnością zaczęły do niej trafiać. Nabierały sensu, potwierdzały ukryte lęki i marzenia. Przecież tego ranka…
 - Wiem, Ewo. – Lilith się uśmiechnęła. – Tu się różnimy, to dlatego wybrał ciebie. Ale poza tym jesteśmy takie same.
- Mylisz się. – Ewa westchnęła i widząc zdziwione spojrzenie drugiej kobiety, dodała. – Wcale się tak nie różnimy.
- Ewo!
     Wtem do ich uszu dotarł ostry, męski głos. Obie spojrzały na skraj polany i zobaczyły wynurzającego się z lasu Adama.
- Wszędzie cię szukałem. Co tu robisz, sama? – Mężczyzna pod maską uśmiechu starał się ukryć gniew, jednak jego surowe błyski były widoczne w brązowych oczach.
- Witaj, mężu. – Ewa uśmiechnęła się blado. – Jak widzisz, nie jestem tutaj sama. – Wskazała ręką na ciemnowłosą kobietę. – Z tego, co słyszałam, Lilith już znasz?
- Co tu robisz? – Adam wycedził przez zęby, wodząc wzrokiem po ciele brunetki. – Chyba wyraziłem się wyraźnie?
- Wróciłam. – Ta uśmiechnęła się zadziornie. – Przecież wiesz, że mam problemy z wykonywaniem poleceń. – Sugestywnie przesunęła językiem po górnej wardze. Ten wabiący, wyrafinowany ruch przykuł uwagę zarówno Adama jak i Ewy.
- Nie próbuj na mnie swoich diabelskich sztuczek! – krzyknął, zły, iż ta kobieta nadal wywoływała w nim tak sile emocje i reakcje organizmu, których nie był w stanie powstrzymać. Nie, gdy patrzył na to ponętne ciało i pamiętał jakimi rozkoszami go obdarzało.
     Zerwał liść z pobliskiego drzewa i starając się zasłonić oznakę rosnącego pożądania, podszedł do żony. Stanął krok za nią w nadziei, że tego nie spostrzeże.
     Jednak Ewie nie umknął ten drobny szczegół. Niejednokrotnie przecież widziała Adama w takim stanie pobudzenia i wiedziała, co ono oznacza. Lecz zawsze to ona była tego powodem, a tym razem jej mąż pragnął innej kobiety.
- Adamie, jak możesz? – Spojrzała na niego z wyrzutem, oczami przepełnionymi łzami.
- Nie miej do niego żalu, kochana – wtrąciła Lilith, a jej głos z łagodnego przemienił się w pełen ironii i jadu. – Nic na to nie poradzi. To jedyna władza, jaką my, kobiety, nad nim mamy.
- Milcz, szatański pomiocie! – przerwał jej Adam.
- Auć… - Lilith złapała się za serce. – Jak możesz? Przecież oboje mamy tego samego Ojca.
     Ewa stała zaskoczona zarówno sytuacją, jak i tym dialogiem, spoglądając to na jedno, to na drugie. Uczucie, jakie zaczęło ją wypełniać, było zupełnie obce, jednak od razu je rozpoznała. Nienawiść. Nienawidziła Adama za kłamstwa, jakimi ją obdarowywał, za zdradę, jakiej się dopuścił pożądając innej kobiety. Równie gorącym uczuciem pałała do Lilith, która zjawiła się tu nie wiadomo skąd i w krótkiej chwili zniszczyła jej świat, jej Raj. Łzy bezsilności zaczęły spływać po gładkich policzkach Ewy.
- Ależ nie płacz – zaszczebiotała słodko Lilith. – Powinnaś się cieszyć, że znasz już prawdę. Przynajmniej w tym względzie… - zawiesiła znacząco głos.
- O czym Ty mówisz? – zapytała zapłakana Ewa.
 - Milcz! – wtrącił się mężczyzna.
- Nie wysilaj się, mój drogi – prychnęła Lilith, - Nie słuchałam cię wtedy, tym bardziej nie będę teraz.
- Przestań! – Adama coraz bardziej ponosiły emocje. Wróciła - jeszcze bardziej krnąbrna, niż wtedy -  i rujnuje mu świat. A do tego pragnie jej jak dawniej. Mimo tylu lat nic się nie zmieniło. Ta świadomość przelała czarę.
- Bo co? – zaśmiała się w głos. – Co mi zrobisz? Mam tak wiele do powiedzenia…
     Adam wiedział, że słowami jej nie powstrzyma. Tajemnice, jak wartki potok, wypływały z ust kobiety, a on musiał coś zrobić, żeby zapobiec najgorszemu. Stała zbyt daleko, by mógł do niej dobiec. Zdążyłaby powiedzieć zbyt wiele. Rozejrzał się szybko dookoła i - nie mając nic innego pod ręką – zerwał z drzewa jabłko, po czym rzucił nim w Lilith.
     W tym momencie wydarzyły się dwie rzeczy. Lilith ze śmiechem odskoczyła na bok, unikając uderzenia, a nieboskłon przecięła złocista błyskawica, która swą siłą poraziła drzewo. Jabłoń stanęła w płomieniach, które jaśniały na szybko ciemniejącym niebie. Mąż i żona równocześnie odsunęli się od ognia.
- Adamie, co żeś ty uczynił? – wyszeptała przerażona Ewa.
     Ten załamany złapał się za głowę i opadł na kolana.
- Panie, wybacz… - Wzniósł ręce ku niebu, które obdarzyło go ponurym spojrzeniem burzowych chmur.
     Rozległ się kolejny grzmot i ognista strzała rozszczepiła gorejący pień na pół.
     Adam spojrzał na stojącą nieopodal Lilith.
- Wiedziałem, że będziesz moją zgubą – powiedział jakby do siebie.
- Oj, Adamie, Adamie…. – Ta pokiwała z politowaniem głową. – To nie ja to wszystko zaczęłam.
     Lilith odwróciła się i skierowała ku mrocznej ścianie lasu. Szła powoli, delektując się smakiem triumfu, a jej szyderczy śmiech rozlegał się na całej polanie. Słychać go było nawet, gdy jej sylwetka zniknęła wśród drzew. Stopniowo zaczął nabierać innego brzmienia, aż w końcu przerodził się w przenikający leśną głuszę syk.

2 komentarze:

  1. Tekst na Dzień Kobiet :D Wiem że dodałaś wcześniej, ale u mnie coś odświeża z poślizgiem ;/. Nie mniej polecę każdej pani na poprawę humoru. Wreszcie wiadomo, jak to z tym rajskim jabłkiem naprawdę było :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu prawda ujrzała światło dzienne ;) hehe... Mam nadzieję, że poprawi... :)

      Usuń

Za wszelkie komentarze bardzo dziękuję. Są one paliwem dla machiny zwanej weną i mobilizują do pisania jak nic innego :) Pozdrawiam wszystkich, Soul :)