Dzisiaj środa, więc zgodnie z zapowiedzią wstawiam kolejny rozdział Zasłony. Wiem, że króciutki, ale taki musi być ;)
Miłej lektury :)
Przez chwilę patrzyli
na siebie w zdumieniu, po czym obaj wybuchli gromkim śmiechem.
- Widziałeś to?
- Niesamowita. –
Jacques potrząsał z niedowierzaniem głową.
- Ale nam się
oberwało. – Sam nadal chichotał.
- Mogłaby codziennie
ucierać mi nosa. Niewiarygodna… - Brunet spoważniał i w zamyśleniu spoglądał na
taras, gdzie obie kobiety zniknęły mu z oczu.
- Co za charakterek.
Aż mam ochotę sprawdzić, czy… - Sam przerwał widząc wyraz twarzy przyjaciela.
Nigdy go takim nie widział. Jedyne właściwe określenie, jakie mu przyszło do
głowy, to „nabożny”. Jacques wyglądał, jakby właśnie doznał objawienia.
Spodobała mu się
perspektywa interesująco zapowiadającej się rozgrywki między nimi, zwłaszcza,
gdy stawka była tak intrygująca, jak niepokorna panna Huxford. Jednak to, co
zobaczył w oczach przyjaciela, sprawiło, że serce mu stanęło, a powietrze uszło
z jego piersi. Rozpoznał ten wyraz, ten blask… Taki sam, jak jego własny… dawno
temu.
Po kilku minutach
Jacques wrócił do Sama wzrokiem. Otrząsnął się, jakby zawstydzony własnym
zachowaniem. Chrząknął, po czym powiedział.
- Wieczór robi się
coraz bardziej interesujący.
- Tak – zgodził się
przyjaciel w zamyśleniu. – Jacques…? – Zawahał się niepewny tego, czy chce
zadać pytanie.
- Tak? – Swoboda
bruneta zdawała się zbyt nonszalancka, aby być autentyczna.
- Nic. – Sam machnął
ręką. – Nic ważnego. – Jego druh musi sam zrozumieć, co się właśnie stało. A
znając jego charakter… no cóż, nie tylko wieczór robi się coraz ciekawszy.
Sam wiedział, że
przed przyjacielem rozpoczyna się niezwykła przygoda, z której sam nawet nie
zdaje sobie jeszcze sprawy.