Ważne

Teksty zawarte na tym blogu (poza "Za serce chwyciły") są mojego autorstwa i jako takie okryte prawami autorskimi. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie lub przetwarzanie bez zgody autora jest zabronione. Wszystkie obrazki zamieszczone na tym blogu wyszukuję w internecie. Nie jestem ich autorką, dokonuję jedynie pewnych modyfikacji w domowym zaciszu.

Postanowiłam zdjąć ze Zwierzeń "kłódkę" dla nieletnich, a posty z treściami przeznaczonymi dla osób pełnoletnich opatrzyłam oznaczeniem "+18". Tak więc ostrzegam, jeśli przy tytule posta zobaczysz "osiemnastkę", wchodzisz na własne ryzyko...

środa, 14 maja 2014

Na służbie... +16

Za przykładem Kajjki postanowiłam wrzucić tekst ćwiczeniowy, skojarzenie. To była pierwsza praca tego typu i fotka dobrana była idealnie ;):)

***



     Panujące w samochodzie cisza i napięcie zdawały się rosnąć z każdą sekundą. Magda doskonale wiedziała, że niepotrzebnie dała się podpuścić, ale siedzący obok mężczyzna trafił w zbyt czuły punkt.
- Najwyraźniej masz jakiś problem z facetami – stwierdził Tomek, nieudolnie tłumiąc chichot.
     O tak! Bawiła go ta sytuacja. Ciekawe czy nadal będzie taki radosny, gdy jej pięść spotka się z jego gładko ogoloną żuchwą, przemknęło Magdzie przez myśl.
- To nie ja mam problem z nimi, tylko oni ze mną – wycedziła przez zęby. Siłą woli starała się opanować narastającą wewnątrz niej agresję. Była o włos od zastosowania wyciszających ćwiczeń oddechowych. I to przy tym kretynie. A ostatnią rzeczą, jakiej chciała, było danie mu satysfakcji wyprowadzenia jej z równowagi.
- No, nie wiem… - zastanawiał się na głos, teatralnie pukając palcem w brodę. – To już trzecia… Nie – poprawił się szybko – czwarta pierwsza randka, która okazała się kompletną klapą. Ja tu widzę jeden punkt wspólny i siedzi on obok mnie w aucie. Rozumując logicznie…
- Wsadź to swoje logiczne rozumowanie…
     Nie skończyła, bo właśnie przemknął im przed maską ciemnozielony sedan. Nie zwlekając ani chwili, Magda przekręciła kluczyk w stacyjce i wcisnęła gaz. W tym samym momencie Tomek uruchomił koguta. Widząc żądzę mordu w oczach koleżanki, miał nadzieję, że pechowym kierowcą okaże się kobieta.
     Magda wręcz odwrotnie. Liczyła na to, że za kierownicą, jadącego trzy auta przed nimi pojazdu, będzie mężczyzna. Chciała pobawić się w złą policjantkę, tym razem w rzeczywistości. I zamierzała być o wiele mniej miła, niż w igraszkach, jakie jej proponowano wczoraj wieczorem.
     Gdy zrównali się ze ściganym samochodem, Tomek dał znać kierowcy, żeby zjechał na pobocze.
- Może ja do niego wysiądę – zaproponował.
- Nie. – Krótka odpowiedź nie przewidywała zbędnej dyskusji.
     Magda zatrzymała radiowóz za stojącym na awaryjnych światłach fordem fokusem. Założyła czapkę i wysiadła. Pewnym krokiem podeszła do pojazdu od strony kierowcy. Już miała przed oczami scenę, jak gburowaty i chamski typ lekceważy ją jako funkcjonariusza, może obraża, dając jej tym samym pretekst do wyładowania frustracji.
- Dzień dobry, panie kierowco… - Profesjonalny uśmiech zamarł jej na twarzy, gdy spojrzała na siedzącego w aucie mężczyznę. Był przystojny, zbyt przystojny jak na zaistniałą okoliczność. Około trzydziestki, miał ciemne, krótko przystrzyżone włosy. Patrzył na nią błękitnymi oczami, a usta wygiął w niepewnym uśmiechu.
- Dzień dobry, panie… pani władzo – poprawił się, widząc stojącą na zewnątrz kobietę. Nerwowo zaczął obciągać makiety czarnej koszuli.
     Magda ledwo usłyszała te słowa. Jej niepodzielną uwagę przyciągnęła biała koloratka, wyraźnie odznaczająca się na tle ciemnego materiału. Niech to szlag! Przeklęła w myśli. Oczywiście, musiał być księdzem, zadrwiła ze swojego szczęścia. Zamknęła oczy i wypuściła powoli powietrze, próbując uspokoić intensywne pulsowanie w skroniach.
- Czy wszystko w porządku? – zapytał ksiądz, przyglądając się jej uważnie. –Dobrze się pani czuje?
- Słucham…? A… Tak. – Zebrała się w sobie. – Wszystko w porządku. Niech ksiądz nie zmienia tematu. Wie ksiądz, dlaczego został zatrzymany?
- Zdaje się, że przypadkowo przekroczyłem dozwoloną prędkość – odpowiedział niepewnie.
- Przypadkowo? – Magda uniosła brew.
- Przepraszam bardzo, ale za dwadzieścia minut muszę odprawić nabożeństwo u św. Marcina i…
- I ten fakt upoważnia księdza do łamania przepisów? – weszła mu w słowo.
- Nie. Oczywiście, że nie – potulnie zgodził się ksiądz. Ale jadę prosto z pogrzebu…
- Proszę się nie tłumaczyć. – Z Magdy zeszła cała energia. Cholera, przecież nie wlepi mandatu księdzu.
- Oto moje prawo jazdy. – Mężczyzna podał jej dokument.
     Jeszcze do tego nadgorliwy, pomyślała. Wzięła je do ręki, w ogóle nie zwracając uwagi na to, co jest na nim napisane. Przelotne spojrzenie upewniło ją, że zdjęcie się zgadza. Nie miała już ochoty szukać odwetu za spieprzony wieczór. Chciała tylko wrócić do radiowozu, jak najszybciej skończyć pracę i poużalać się nad sobą w domowym zaciszu.
- Proszę je schować. – Oddała prawo jazdy. – I jechać ostrożniej – ostrzegła.
- Oczywiście. Bardzo dziękuję. – Zabrał dokument. – Niech Bóg ma panią w swojej opiece – dodał, uruchamiając silnik.
- Taa… – odchodząc, powiedziała  do siebie. – Z Bogiem.
     Zanim wróciła do radiowozu, ford zdążył się już włączyć do ruchu.
- Co jest? – zapytał Tomek, gdy usiadła za kierownicą.
- Takie moje porąbane szczęście, musiałam trafić na księdza – sarknęła.
- Żartujesz?! – policjant nie dowierzał.
- A wyglądam, jakbym żartowała? – Spojrzała na niego spode łba.
- Nie bardzo…
- Dobra, dajmy już temu spokój. – Ciężko westchnąwszy, Magda odpaliła samochód.
- OK.
     Ruszyli. Jechali w niezręcznej ciszy niespełna dwie minuty, gdy z policyjnego radia dobiegł ich głos operatora: „Do wszystkich jednostek. Na rogu Wolnej i Spójnej dokonano napadu na zakład jubilerski. Podejrzany oddalił się ciemnozielonym sedanem. Był przebrany za księdza. Znaki szczególne - tatuaż na lewym nadgarstku.”

- Kurwa mać!!!





niedziela, 4 maja 2014

Zasłona czasu - Rozdział 5





W jadalni przy ogromnym, mahoniowym stole siedziały trzy osoby. Artur Huxford zajmował miejsce u szczytu, po jego prawej stronie siedziała Adelajda, a obok niej najmłodszy z rodziny, George.

- Może sama powinnam po nie pójść – zastanawiała się na głos pani domu.

- Skądże, moja droga – odpowiedział jej małżonek. – Joan powiedziała, że zaraz przyjdą. Dajmy im jeszcze trochę czasu.

- Zawsze byłeś zbyt pobłażliwy dla Mary-Ann. Zobacz, jak to się skończyło. – Załamała ręce. – Gdyby nie te jej samotne eskapady…

- Nie przesadzajmy – odrzekł, jednak jego twarz sposępniała. Było trochę racji w tym, co powiedziała jego małżonka. Mary-Ann jako pierworodna zawsze zajmowała szczególne miejsce w sercu ojca. Jednak nie było tak, że nie kochał dwójki pozostałych dzieci. Darzył ich głęboką, mądrą, odpowiedzialną miłością, tylko w przypadku najstarszej córki nie potrafił wykrzesać z siebie niezbędnej surowości, potrzebnej do wychowania dobrze ułożonej młodej damy. Za bardzo mu przypominała samego siebie z kawalerskich lat, butna, nieusłuchana, mająca we wszystkim swoje zdanie, a przy tym wrażliwa, mająca romantyczną naturę. Czy powinien winić siebie za ten wypadek? Czy, gdyby trzymał ją w ryzach, nie doszłoby do tego nieszczęścia? Bał się, że odpowiedzi na te pytania mogą być twierdzące… Dlatego nie odwiedził córki, gdy odzyskała przytomność, powstrzymywała go ciążąca na sumieniu wina.

- Widzisz… - Adelajda zamierzała udowodnić swoją rację, lecz jej wypowiedź przerwało wejście córek.

- Witaj mamo, witaj papo. – Elisabeth dygnęła lekko. Mary momentalnie poszła w jej ślady. Doszła do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie naśladowanie siostry. Siostry… to słowo stało się jakby mniej obce w odniesieniu do dziewczyny, która właśnie posłała jej dyskretny uśmiech.

- Wejdźcie – powiedział Huxford i dał znak stojącej obok masywnego kredensu pokojówce, że można podawać do stołu.

     Po jego lewej stronie były naszykowane dwa nakrycia. Elisabeth zajęła to dalsze, więc Mary nie miała innego wyjścia, jak usiąść między nimi.

- Jak się czujesz, moja droga? – Zwrócił się do niej mężczyzna.

- Dziękuję, myślę, że w zaistniałej sytuacji całkiem dobrze – odpowiedziała.

- Bardzo nas to cieszy. – Uśmiechnął się ciepło. – Wiesz kim jestem? – To pytanie było dla niego trudne, ale czuł, że musi je zadać.

- Domyślam się, że moim… ojcem…? – wyszeptała.

- Papą… - poprawiła ją siedząca naprzeciwko kobieta.

- Przepraszam… - powiedziała tak cicho, że prawie nie było jej słychać.

- Nie szkodzi. – Ojciec nieznacznie się ku niej nachylił. – A pozostałe osoby?

- Mama… - Spojrzała na damę, która ją obserwowała z ponurym wyrazem twarzy. Przełknęła i przeniosła wzrok na chłopca. – George… - Westchnęła, widząc jego wesołą buzię.

- Jak dobrze, że nic ci nie jest – odpowiedział i, zanim ktokolwiek zdążył zareagować, dodał. – Mama bardzo płakała.

- George – zwróciła mu uwagę rodzicielka.

- Przepraszam, mamo. – Spochmurniał i spuścił oczy. Jednak po chwili spojrzał na Mary, a ta posłała mu perskie oko i  się uśmiechnęła. Od razu zapomniał o upomnieniu sprzed chwili.

     Elizabeth lekko kopnęła siostrę pod stołem, przyciągając tym samym jej uwagę. Gdy ta na nią spojrzała, zgarbiła się nieco, po czym wyprostowała plecy. Mary zrobiła to samo.

Dobrze, że ona tu jest, pomyślała.